3.01.2016

2. Rosie jest jedyną osobą, na której mi zależy.

      Szliśmy długim korytarzem, który cały był przepełniony luksusem. Skrzywiłam się widząc te wszystkie malowidła na ścianach między pokojami. Każde drzwi były oznaczone numerkami, które napisano tak ozdobną czcionką, że ciężko było się zorientować, co to właściwie jest.
      Aaron szedł około trzech metrów przede mną, prowadząc do tajemniczej dwójki, o której wspomniał ten dziwny chłopak. Z tego, co się zorientowałam po rozmowie tej dwójki, miało to być miejsce mojego pobytu przez najbliższy czas. Jak długi? To wiedzieli tylko oni.
      – Pospiesz się, nie mamy całej wieczności. – Warknął oglądając się na mnie.
      – Boli mnie noga. – Wyznałam.
      – Gówno mnie to obchodzi.
      Przyjemniaczek.
      – Gdyby ktoś mnie nie pobił, zapewne byłoby łatwiej. – Sama nie wiedziałam, jakim cudem coś takiego wyrwało się z moich ust.
      Blondyn szybko przemierzył odległość, jaka nas dzieliła i chwycił mnie za szyję przypierając do ściany. Na jego twarzy malowała się złość, a oczy stały się ciemne do granic możliwości.
      – Jeszcze raz usłyszę coś takiego, a twoja piękna buźka zostanie troszeczkę pokiereszowana. – Warknął.
      Jego dłoń zaczęła się zaciskać, a ja miałam coraz większe problemy ze złapaniem oddechu. Moje serce biło jak szalone i nie wiedziałam, co on jeszcze ma zamiar zrobić. Patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, bo czułam, że jeszcze chwila trwania ze ściśniętą szyją, a skończę marnie.
Blondyn zacisnął szczękę i poluzował uścisk na moim ciele, a po chwili zupełnie mnie puścił. Sięgnęłam ręką do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się dłoń mężczyzny i rozmasowałam je lekko, jakby miało to cokolwiek pomóc.
      – Idziemy. – Mruknął pod nosem.
      Odepchnęłam się od ściany i znów zaczęłam podążać za moim przewodnikiem pilnując się, żeby znów czegoś nie palnąć.


      Ed Coleman 
      Chodziłem nerwowo po pokoju łapiąc się za głowę. Zastanawiałem się, co mogę zrobić, gdzie szukać, jak uratować Rose. Nic nie przychodziło mi do głowy, a wiedziałem, że to wszystko moja wina. Gdyby nie moje głupie wybryki, mała byłaby tu teraz z nami.
      Byłem pewien, że za tym wszystkim stoi Harry. Rosie nigdy nie wychodziła na tak długo nie dając znaku życia. A tymczasem nie było jej już cztery dni!
      – Ed, pan chce z tobą porozmawiać. – Ojciec wszedł do salonu, a zaraz za nim mama.
      Kiwnąłem głową i ruszyłem w stronę pokoju, w którym znajdował się policjant prowadzący te sprawę.
      – Dzień dobry, aspirant James Oldman. – Wyciągnął dłoń w moją stronę. – Pan jest przyrodnim bratem poszukiwanej, zgadza się? - Przytaknąłem. - Czy wie pan coś na temat towarzystwa, w jakim się obracała panna Rosalie? – Zapytał zapisując coś w swoim notatniku.
      – Rose... – Podkreśliłem, ponieważ nie lubiła, kiedy zwracano się do niej pełnym imieniem. A sam fakt, że jej tu nie było, niczego nie zmieniał. – Nie zadawała się z żadnym podejrzanym towarzystwem...
      – Skąd ta pewność? – Przerwał mi, co mnie wkurzyło.
      – Ponieważ bardzo dobrze znam moją siostrę. – Powiedziałem zirytowanym tonem. – A poza tym, ona nie ma z tym nic wspólnego. – Policjant prychnął pod nosem.
      – Doprawdy? A w jakiej sprawie tu jestem?
      Wziąłem kilka głębokich oddechów, policzyłem do dziesięciu, po czym powiedziałem:
      – Cała sprawa jest moją winą.  – Oldman znów chciał mi przerwać, ale na widok mojej miny, zmienił zdanie. – Jestem zadłużony u mojego znajomego. Nie mam pieniędzy na spłatę...
      – Jaki to ma związek? – Zapytał lekceważącym tonem, a ja musiałem walczyć ze sobą, żeby nie wstać i nie przyłożyć temu lalusiowi.
      – Taki, że Harry Styles doskonale wie, że Rosie jest jedyną osobą, na której mi zależy.
      Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, po czym pokiwał głową i znów zaczął coś zapisywać w notesie. Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo byłem wkurzony. Moja siostra wyszła z domu i po czterech dniach nie wróciła. Policja kazała nam czekać, ponieważ Rosalie Coleman jest osobą dorosłą. W związku z tym, ma prawo opuścić dom kiedy chce i na ile chce. Przykro mi, ale są sprawy pilniejsze. Proszę zgłosić się, jeśli kobieta nie wróci po kilku dniach. I tak codziennie. Aż do dziś. Zgłoszenie przyjęte, przyjeżdża jakiś frajer, który ewidentnie ma wyjebane na cały świat, i kurwa nic nie robi, żeby szybko odnaleźć kobietę, która może już nie żyć!
      Facet nadal notował, a ja z każdą chwilą coraz bardziej wierciłem się na tym krześle, które też już mnie zaczynało wkurwiać.
      – Przepraszam, czy z łaski swojej mógłby pan się trochę pospieszyć? – Zapytałem. – Ten człowiek jest niebezpieczny. – Dodałem.
      – Jeżeli pan będzie utrudniał śledztwo, nie pomoże pan. – Odparł spokojnym tonem i powrócił do notowania.
   

      Harry Styles
      Nie mogłem uwierzyć, że to ona. Przez ostatnie pięć lat żyłem z nadzieją, że już nigdy jej nie spotkam. A tymczasem okazało się, że jest siostrą tego dupka.
      Sięgnąłem do szuflady i wyciągnąłem z niej jedyne zdjęcie, jakie posiadałem. Uśmiechała się szeroko i nieudolnie próbowała zasłonić obiektyw. Nie lubiła, kiedy ktoś robił jej zdjęcia, ale była tak fotogeniczna, że grzechem byłoby to zlekceważyć.
      Niecałe 2 lata wcześniej udało mi się ją doszczętnie wyrzucić z pamięci tylko po to, żeby samemu ją do siebie sprowadzić.
Widocznie los chciał mnie porządnie kopnąć w dupę, ale ja nie mogłem na to pozwolić. Ona mnie nie pamiętała. I to było moją szansą.


Rozdział nie jest imponująco długi, ale uznałam, że to jest idealny moment na koniec. :D
Postaram się kolejne rozdziały pisać dłuższe.
Komentujcie i obserwujcie, nawet nie wiecie, jak to cieszy :)

28.12.2015

1. Nikt normalny nie porywa randomowych dziewczyn na ulicy.

     Bolała mnie głowa. Nie mogłam oddychać. Nie czułam żadnej części mojego ciała. Byłam przekonana, że jestem w obcym miejscu. Sama. I z pewnością nie jestem bezpieczna. 
Tylko tyle pamiętałam z pierwszych chwil całej tej farsy. Wydawało mi się, że to tylko koszmar, że zaraz się obudzę w moim wielkim, wygodnym łóżku i wszystko będzie w porządku. Nie wyobrażacie sobie, co wtedy czułam. Powinniście przeżyć to co ja, żeby to zrozumieć. 
Byłam bezsilna. Padłam.

     Próbowałam otworzyć oczy, ale byłam tak wykończona, że nawet ta prosta czynność okazała się ponad moje siły. Znów odleciałam w nieznaną krainę. 

    Podjęta przeze mnie próba poruszenia ręką również zakończyła się fiaskiem. 
Sen złapał mnie w swoje sidła – nie wiem, który to już raz.

    Obudziłam się w przerażająco zimnym pomieszczeniu. W kącie stała lampka z lekko przyćmionym światłem. Niewiele dawała, ale zawsze coś. Leżałam na twardej posadzce, przez co bolały mnie wszystkie kości.
     Próba poruszenia ręką wreszcie się powiodła – nie wyobrażacie sobie, jak bardzo cieszyłam się z tego powodu. Co prawda bolało mnie jak cholera, ale przecież nie mogłam ciągle trwać w tej samej pozycji. Podparłam się na łokciach. Najpierw jeden, potem drugi – połowa sukcesu. Zaciskając zęby z całych sił przeniosłam ciężar ciała na ręce i podciągnęłam się tak szybko, jak tylko mogłam. Sukces – udało mi się usiąść o własnych siłach. Oparłam się o zimną ścianę i zaczęłam oglądać swoje ciało.
Podarte spodnie, spod których było widać posiniaczone, i być może opuchnięte nogi. Bose stopy. Bluzka, która kiedyś była biała, stała się szara. Musieli mnie nieźle poturbować. Na moje szczęście, niewiele pamiętałam z tamtej chwili.
     Zastanawiałam się, czy przyniosą mi coś do jedzenia, czy skazali mnie już na głodówkę. Swoją drogą, byłam ciekawa, dlaczego wybór padł na mnie. Dlaczego to ja musiałam być tak potraktowana? Nie przypominam sobie, żebym znała któregoś z oprawców. Moje rozmyślania przerwał odgłos wydostający się z żołądka. Nienawidziłam uczucia głodu. To jest chyba najgorsze uczucie na świecie. Wolałabym marznąć niż głodować. Wolałabym siedzieć w ukropie, czy cokolwiek innego, byle tylko nie być głodną.
Patrzyłam na ledwo świecącą lampkę, byle tylko skupić się na czymś i nie myśleć o tych wszystkich pysznościach, które mogłabym teraz jeść wspólnie z Caroline – moją przyjaciółką. Właśnie, to jest to! Zamknęłam oczy i zaczęłam przypominać sobie wszystkie wspaniałe chwile spędzone razem... Dotąd, aż zasnęłam.
 
     Kiedy ponownie się obudziłam, nie znajdowałam się już w tym obskurnym pomieszczeniu. Leżałam na miękkim łóżku, a światło było tak jasne, że musiałam odczekać zanim mój wzrok się do niego dostosował.
     – To na pewno ona? – Usłyszałam szept mężczyzny.
     Kiedy spojrzałam w stronę dobiegającego głosu, zobaczyłam dwóch chłopaków. Obaj byli wysocy i mniej więcej w moim wieku. Jeden miał ciemne, gęste włosy, lekko podkręcone, a drugi jasne, krótko ostrzyżone. Chyba nie zauważyli, że już nie śpię, bo nie przestali ze sobą rozmawiać. Niestety nic więcej nie udało mi się usłyszeć nawet, jeśli z całych sił wytężałam słuch.
    Rozglądając się po pokoju uznałam, że urządzono go całkiem dobrze. Dominowała biel i wszechogarniający minimalizm – czyli to, co lubię. Choć pomieszczenie nie należało do dużych, było przytulne. Czułam się w nim o wiele lepiej niż w moim poprzednim lokum. Okna były udekorowane firankami, które od wewnętrznej strony lekko podpięto. Koło łóżka, a raczej kanapy, na której leżałam stał stolik, a na nim butelka wody i pusta szklanka. I dopiero kiedy ją zobaczyłam, zauważyłam że gardło mam tak wysuszone, że mam całkiem spory problem z połknięciem śliny. Ze zniecierpliwieniem spojrzałam w stronę chłopaków, którzy wciąż o czymś dyskutowali. Chciałam za wszelką cenę sprawić, żeby spojrzeli w moją stronę, dlatego zbierając w sobie wszystkie siły, poruszyłam się na kanapie z nadzieją, że wreszcie odkryją, że już nie śpię. Na moje nieszczęście, wciąż byli zajęci sobą. Zostało tylko jedno wyjście – odezwać się. Serce zabiło mi szybciej na samą myśl o tym. Co byłoby, jeśli okazaliby się naprawdę niebezpieczni? Przecież nikt normalny nie porywa randomowych dziewczyn na ulicy. Ale ja musiałam to zrobić. Przecież jeśli chcieliby mnie skrzywdzić, prędzej czy później by to zrobili.
     Napinając wszystkie moje mięśnie wydusiłam z siebie mruknięcie, najgłośniejsze, jakie potrafiłam. Blondyn spojrzał w moją stronę, po czym znów zwrócił się do swojego kolegi i kiwnął głową prosto na mnie. Brunet zmarszczył czoło i powolnym, nonszalanckim krokiem podszedł do mnie.
Kiedy dzieliło nas już tylko kilkanaście centymetrów, kucnął przy kanapie, na której leżałam. Po chwili uśmiechnął się unosząc jeden kącik ust do góry i ukazując dołeczek w policzku.
     – Witaj, mała. – Odezwał się zachrypnięty głos mężczyzny. – Wyspałaś się? – Kiwnęłam głową marszcząc czoło.
     – Mogę się napić? – Zapytałam wskazując butelkę wody.
     Brunet głośno przełknął ślinę, po czym zacisnął szczękę i nalał wody do szklanki.
     – Dzięki. – Wyszeptałam, kiedy otrzymałam napój.
     Jak najszybciej opróżniłam zawartość szklanki i odstawiłam ją na stolik.
     – Nazywasz się Rosalie Coleman, tak? – Zapytał po chwili milczenia.
     – Rose. – Poprawiłam.
     Nigdy nie lubiłam, kiedy ktoś zwracał się do mnie pełnym imieniem.
Chłopak ponownie nalał wody do szklanki i tym razem to on wypił ją duszkiem. Dziwnie się zachowywał, czego nie rozumiałam. Miałam wrażenie, że on jest bardziej zestresowany tą sytuacją niż ja. Nonsens. To mnie porwano, nie jego. A żeby tego było mało, nie miałam pojęcia, czego ode mnie oczekują.
     – Być może to dziwnie zabrzmi... – Zawahał się. – Ale muszę o to zapytać. Czy, któryś z moich pracowników zrobił Ci krzywdę?
     A więc, on jest tu szefem. Jeżeli prowodyr tej całej sytuacji się tak zachowuje, to już nic z tego nie rozumiem. Czy aby na pewno nie jest to jakiś pieprzony sen? Albo ukryta kamera?
     – Pobili mnie. – Powiedziałam niepewnie.
Lepiej będzie, jeżeli zachowam ostrożność. Może to jakaś gra? Z takimi ludźmi nigdy nic nie wiadomo. Postanowiłam po prostu odpowiadać na pytania.
    – Nie o to pytałem. – Spojrzał mi głęboko w oczy tak, że mogłam dostrzec zieleń jego tęczówek.
    – A... – Speszona tym, co usłyszałam, poruszyłam się niespokojnie. – Nie zgwałcili mnie. – Wyszeptałam, spuszczając wzrok na moje podarte spodnie.
    Brunet odetchnął, jakby z ulgą. A ja zastanawiałam się tylko nad jednym: O co chodzi w tej pieprzonej szopce?
    Po chwili chłopak wstał i podszedł do blondyna.
    – Zaprowadź ją do 2. – Rozkazał.
    – Jak to? – Uniósł do góry brwi. – Przecież dopiero tu przyszła. – Zauważył. – Zawsze...
    – To tym razem zrób wyjątek. – Wzruszył ramionami. – Koniec tematu.
    – Ale szefie...
    – Aaron! – Przerwał mu brunet, tym samym kończąc ich dyskusję. – A jeżeli ręce będą cię świerzbiły, to idź do burdelu. Dowiem się, jeżeli coś jej zrobisz. – Powiedział, a później zniknął za drzwiami pokoju.
    W tej samej chwili blondyn zwrócił się w moją stronę.
    – Idziemy. – Mruknął, nawet na mnie nie patrząc.


Notka autorki:
Witam w pierwszym rozdziale nowego ff! :)
Jeżeli się spodobało, zachęcam do obserwowania, a na pewno nie przegapicie żadnego rozdziału.
KOMENTUJCIE
Piszcie, co jest nie tak, a co jest fajne, a sprawimy, że to opowiadanie będzie lepsze.